Startuj z nami  Dodaj do ulubionych  Napisz do nas
Wieści z Oddziału
Opis wydarzeń
na Karkonosko-Izerskich Spotkaniach Przyjaciół 2008
Większość uczestników, t.j. Małgosia, Andrzej, Henio i Jurek z Elbląga oraz Ela i Andrzej z Warszawy i Ania z Puław spotkała się w porannym autobusie z Jeleniej Góry do Karpacza Górnego w sobotę 23 lutego. Z nartami na ramieniu (niestety!) podchodzimy w kierunku Samotni. Stała pokrywa śnieżna pojawiła się w okolicach Polany, ale był to śnieg zlodowaciały, prawie lód. Za Kozim Mostkiem, na większej stromiźnie trzeba było bardzo uważać, przydałyby się raki, albo chociaż małe, narciarskie raczki na obcasy butów. W przytulnym schronisku kwaterujemy się ok. 13.00. Gosia i Kazio z Krakowa oraz Andrzej z Ostrowa Wlkp. (z gitarą!) dołączają za godzinę. Kilka osób jeszcze przed zmrokiem udaje się pieszo w okolice Równi pod Śnieżką - wracają z wiadomościami, że na górze lód jest jeszcze większy. Pierwszy wieczór z gitarą i organkami (to wszystko Andrzej z Ostrowa, człowiek-orkiestra!) w urokliwej Samotni był prawdziwym "spotkaniem przyjaciół".
W niedzielę 24 lutego od rana świeci słońce. Po dobrym śniadaniu - kuchnia w Samotni jest smaczna i obfita - wyruszamy z nartami na Równię pod Śnieżką. Zakładamy narty i po twardym jeszcze śniegu przekraczamy granicę czeską. Nadzieje pokładane w zamiłowaniu braci Czechów do narciarstwa biegowego nie zawodzą. Trasy są tu przygotowane przez ratraki, z założonym śladem. Słońce operuje, śnieg mięknie, jazda jest samą przyjemnością. Mijamy Lucni Boudę, przewijamy się przez grzbiet, na którego kulminacji stoi pomnik "Ofiarom gór" i zjeżdżamy do schroniska "Vyrovka". Dalsza droga wiedzie do "Chalupy na Rozcesti". Towarzystwo rozproszone na piwo i kawę we wspomnianych schroniskach, zbiera się sprawnie bez specjalnego umawiania i podchodzimy na Lisci Horę (Lisią Górę). Dalej zjeżdżamy, nieco błądząc, w kierunku Dvorskiej Boudy. Tu odpoczywamy i jemy lunch. Andrzej-szef zauważa, że chata ma dobre położenie w centrum płaskowyżu karkonoskiego i bierze namiary do rezerwacji w przyszłym roku. W drodze powrotnej słońce traci moc, chwyta mróz i trasa twardnieje. Zjazd do Lucni Boudy wymagał dużej ostrożności. Jednak po polskiej stronie szlak zdeptany przez pieszych nie był już tak groźny. Można było zjechać prawie do Strzechy Akademickiej, a Kazio popisał się zjazdem aż do Samotni! Zrobiliśmy na nartach ponad 25 km.
Na Rozcesti    W drodze    Dvorska Bouda    Dvorska Bouda    Studnicni Hora
Poniedziałek wita nas silnym wiatrem i mgłą. Wychodzimy z nartami w stronę Równi. Kiedy jednak koło "Strzechy" zaczyna padać deszcz, szef daje sygnał do odwrotu. Dwom żywiołom dalibyśmy radę, trzy - to za dużo, nawet dla tak wytrawnych "wyrypiarzy"... "Posiady" w przytulnej jadalni Samotni też mają swój urok. Degustujemy szarlotkę i inne schroniskowe przysmaki. Kilka osób zeszło pieszo do Karpacza.
We wtorek 26 lutego nadal jest gęsta mgła, ale wiatr nieco zelżał i nie pada. Wyruszamy na wycieczkę do Odrodzenia. Trzeba się poruszać ostrożnie, od tyczki do tyczki (widać tylko najbliższą). Od Lucni Boudy jedziemy czeską trasą przez Certovą Loukę. Na polską stronę wychodzimy w okolicach Tępego Szczytu. Zjeżdżamy ostrożnie we mgle stokiem Małego Szyszaka. Przed schroniskiem Odrodzenie, kiedy stromizna się powiększa, trzeba zdjąć narty, śnieg jest za twardy. Szef zjeżdżał tu wielokrotnie, pierwszy raz zdarzyło się schodzić. W schronisku korzystna zmiana - od jesieni rządzą tu nowi dzierżawcy - sympatyczna para starszych państwa. Poznaliśmy też sławnego z radiowej "jedynki" psa Lulę - suczkę husky. Wracamy przez skały Słonecznik i Równię po Śnieżką. Dopiero tu mgła się rozwiała i zaczęło przebłyskiwać słońce. Cała trasa liczyła ok. 20 km. Ze względu na mgłę i silne podmuchy wiatru, była to prawdziwa "wyrypa" narciarska. Wieczorem, w jednym z pokojów świętowaliśmy ostatnie chwile w gościnnej Samotni.
We mgle    We mgle    Odrodzenie    Sławny pies    Słonecznik
We środę - znowu nietypowo - schodzimy z plecakami i nartami, od Polany drogą Bronka Czecha, do Karpacza Białego Jaru. Tu trafia nam się mikrobus, który bezpośrednio, przez Podgórzyn i Piechowice zawozi nas do Jakuszyc. Nareszcie zakładamy narty i znajomą drogą jedziemy do Orla. Kwaterujemy się i czekamy na Ulę (Julkę) i Tadzia z Dęblińskiego Klubu Górskiego PTTK. Poszli na nartach w okolice Wysokiego Kamienia i ledwo zdążyli na obiadokolację o 18.30. Po posiłku nasza dwunastka jest w komplecie i można rozpocząć "posiady" przy kominku. Pojawienie się szefa starzy bywalcy schroniska komentują: "-... jest Andrzej z Elbląga, zaraz przyjdzie grupa, będą grać i śpiewać". Koło nas sadowią się psy - starego Cymbała już niestety nie ma, ale obok leciwej Śnieżki pojawił się młody Misiek, wspaniały okaz pirenejskiego psa pasterskiego, bardzo podobny do owczarka podhalańskiego.
Samotnia    W drodze    Orle    Orle    Orle
W czwartek 28 lutego przeprawiamy się przez Izerę (w strefie Schengen nie jest to już przejście graniczne) i podchodzimy na nartach do Jizerki. Śniegu jest skąpo, ale za chatą Pansky Dum, na przygotowanych trasach jest go coraz więcej. Jedziemy "Promenadą" do Smedavy. Po odpoczynku w chacie (piwko, winko...) grupa się rozdziela. Dziesiątka pod wodzą Tadzia okrąża Cerny Vrch Jezdecką Cestą od południowego zachodu, a Szef z Elą wracają "Promenadą" do Chaty pod Bukovcem, gdzie wszyscy spotkają się na lunchu. W powrotnej drodze penetrujemy nowo-wytyczony zielony szlak od mostu na Izerze przez Granicznik. Od szczytowej skałki zjeżdżamy z fasonem prosto do schroniska. Dzisiejsza trasa liczyła ponad 25 km.
Wyruszamy    W drodze    Promenada    Promenada    Smedava
Ela    Śnieżka i Misiek    Śnieżka i Misiek    Misiek
W piątek jedziemy do Chatki Górzystów. Na Hali Izerskiej brak śniegu. W Chatce usiłujemy rozpalić w kominku. Gospodyni Wiesia, wspomagając nasze wysiłki (mokre drzewo) wyjątkowo się rozgadała, opowiadając nam historię wsi Izera. Zaglądamy tu od wielu lat, a zdarzyło się to pierwszy raz. Kiedyś nawet na drzwiach napisała: "-...nie przeszkadzajcie, mam chandrę!" Naleśniki z dżemem w Chatce Górzystów są coraz grubsze... Po odpoczynku zaczęliśmy podchodzić żółtym szlakiem (Sina Droga). Zaczyna padać długo wyczekiwany śnieg! Okrążając Jagnięcy Jar dotarliśmy do Rozdroża pod Cichą Równią. Jest to jedna z ładniejszych tras w polskiej części Gór Izerskich. Szkoda, że widoczność nie była najlepsza. Po drodze odłącza się Klub Dębliński, to znaczy Tadzio z Julką i Anią, aby zdobyć Wysoką Kopę. Z Rozdroża zjeżdżamy szybko w stronę "Bombaju". Ta przyjemna restauracja nazywa się naprawdę Gospoda Graniczna, ale wśród turystów, nie wiadomo skąd, używa się tej pierwszej nazwy. Wracamy do Orla przez "Samolot". Na kolację pani Marysia serwuje nam swoje wyśmienite naleśniki z serem i śmietaną. Umawiamy się z gospodarzem Orla - Staszkiem na jutrzejsze odwiezienie skuterem śnieżnym naszych uczestników głównego Biegu Piastów: Andrzeja z Warszawy i Tadzia na start.
Wyprawa    Na Polanie Izerskiej    Wiesia    Kominek
Strażnik kominka    Na trasie
Sobota 1 marca. Całą noc lał deszcz i rano też nie przestaje. Dzisiejszy Bieg Piastów rysuje się w czarnych barwach. Staszek podwozi nie tylko naszych zawodników, ale też ich fanki - Julkę i Anię. Reszta jedzie na nartach do Jakuszyc. Kilkakrotnie spotykamy wodę rwącą w poprzek szlaku narciarskiego. Na szczęście deszcz zamienia się powoli w śnieg. Gdy jesteśmy w okolicach mety, zawodnicy biegnący w środkowej części stawki też tam docierają. Bieg główny ze względu na trudne warunki, ma w tym roku długość 25 km. Widzimy elbląskiego krajana Rysia, który trenował tu cały tydzień i zajmuje niezłe 684 miejsce (na 1551 sklasyfikowanych). Nasz Andrzej z Warszawy zajmuje 1353 miejsce z czasem 3 godz. 41 min. 21 sek. a Tadzio miejsce 1438 z czasem o 10 min. 40 sek. gorszym. Po biegu grupa się definitywnie rozprasza. Małgosia z Elbląga jedzie już do domu i żegna się z nami. Kilka osób realizuje plany zaopatrzenia w tańszy czeski alkohol na dawnym przejściu granicznym. Gosia z Krakowa wraca z szefem przez "Samolot". Tak więc pierwszy dzień Biegu Piastów jest faktycznym zakończeniem naszej imprezy. Jeszcze wieczorem spotykamy się w pokoju "dębliniaków", Andrzej z Ostrowa gra, śpiewamy i... jest smutno, że to już koniec, że kolejne narciarskie spotkanie przyjaciół staje się już historią.
Bieg Piastów    Andrzej    Tadzio    W Orlu    W Orlu
W niedzielę 2 marca kolejne trzy osoby z naszej grupy startują w Biegu Piastów na 10 km. stylem klasycznym. Jest lepiej jak wczoraj, trochę przymroziło, pada słaby śnieg. Niestrudzony Staszek podwozi Elę, Julkę i Andrzeja (szefa) na start. Niestety Andrzej źle dobrał smary (złośliwy śnieg - w Orlu próba wypadła dobrze!). Czerwony klister do stosowania na mokry śnieg, okazał się fatalny przy temperaturze 0 stopni. Podczas pierwszego ślizgu narty zakleiły się dokumentnie. Nie obyło się bez nerwów - gorączkowe nakładanie srebrnej parafinki zjazdowej na nieszczęsny klister dało jednak dobre rezultaty, narty miały dobry poślizg i "trzymały" na podejściach. Najlepszy wynik osiągnęła Julka: 131 miejsce z czasem 1 godz. 9 min. 15 sek., Andrzej był 229, czas 1 godz. 13 min. 21 sek. Biedna Ela, której mąż posmarował narty wzorując się na Andrzeju, nie miała możności korekty smaru. Zajęła 301 miejsce z czasem 1 godz. 16 min. 37 sek. (a w zeszłym roku była 2 min. przed szefem...) Klnę się na Karkonosza, że "wpadka" ze smarem nie była zamierzona! W tym biegu sklasyfikowano 388 narciarzy.
Ktoś się uśmiechnie, że tak przeżywamy sportowe emocje. Jesteśmy przede wszystkim turystami i np. trenowanie biegając w kółko po zamkniętej pętli jest nam obce. Jednak masowa narciarska impreza, jaką jest Bieg Piastów, ma swój specyficzny urok. Jest to połączenie sportowej rywalizacji z atmosferą festynu i świetnej zabawy. Wszyscy narciarze śladowi powinni brać w tym udział.
Szef miał za złe, że grupa nie dopingowała go na mecie. A oni na to: "obserwowaliśmy cię przez okno w kawiarni..." - tacy wygodni! Resztki naszej grupy, t.j. warszawiacy Ela i Andrzej oraz "klub dębliński" - Ania, Julka i Tadzio, pożegnali się z szefem w Restauracji Granicznej (nie mylić z "Bombajem"). Krakowiacy Gosia i Kazio i Andrzej z Ostrowa odłączyli jeszcze w Orlu.
Końcowe refleksje szefa: kolejny udany obóz zakończony. W tą nietypową zimę udało się znaleźć niezłe warunki śniegowe w szczytowych partiach Karkonoszy i w Górach Izerskich. Wędrowaliśmy ponad 120 km. na nartach. Pomimo trudnych warunków śniegowych i pogodowych, nic się nikomu nie stało. Jest coś takiego z "wyrypiarzami" narciarskimi, że jest nam dobrze ze sobą i na szlaku, i w schronisku. Nie było najmniejszych nawet zgrzytów. Wieczorne "posiady" ze śpiewami przy gitarze i organkach zostaną nam długo w pamięci. Będziemy też dobrze wspominać życzliwość kierownictwa Samotni i od dawna z nami zaprzyjaźnionych gospodarzy Orla - Staszka i Marysię.
Wracałem sam do Orla przez "Samolot". Zmęczenie po biegu już "wyparowało" i wydłużyłem drogę, robiąc rundkę wokół Krogulca. Choć to niedziela, po imprezie było już pusto w schronisku. Towarzystwo gospodarzy i ich przyjaciół, kominek i psy - grzane wino - cóż więcej trzeba, aby być zadowolonym? Aha, także na koniec luz w łazience, która zwykle w Orlu jest niedostępna...
W poniedziałek 3 marca o 6-tej rano wychodziłem na nartach z Orla. Skrzypiał zmrożony śnieg, jechałem przez Rozdroże pod Działem Izerskim do Jakuszyc. Było cicho, wstawał pogodny dzień. To było dobre pożegnanie z Górami Izerskimi w tym sezonie.
Andrzej J. Wiśniewski
[wstecz]